Wywiady

Prawdziwi mężczyźni nadal istnieją!

z ks. Markiem Dziewieckim rozmawia Piotr Ziemecki
P.Z.: Jakie są cechy dojrzałego mężczyzny?

ks. M.D.: Na to pytanie krótka odpowiedź może brzmieć na przykład tak: dojrzały mężczyzna to ktoś stanowczy i wytrwały w dobru, panujący nad ciałem i emocjami, nad popędem seksualnym i instynktami, wolny od uzależnień, zaprzyjaźniony z Bogiem, wierny w miłości, dzielny obrońca kobiet i dzieci. Bez wymienionych tutaj cech nie może być mowy o dojrzałości danego mężczyzny. Nie wystarczy jednak wskazać na fundamentalne cechy i postawy, którymi charakteryzuje się mężczyzna, który jest dojrzały, czyli podobny do Jezusa. Warto wskazać kilka szczegółowych cech i postaw, jakimi cechuje się ktoś godny miana prawdziwego, Bożego mężczyzny. Zadania, jakie stoją przed mężczyznami, którzy aspirują do dojrzałości, precyzyjnie wskazuje i opisuje sam Stwórca w Biblii. Bóg bowiem najlepiej nas zna i wie, jakie są kryteria dojrzałości mężczyzny. W Księdze Rodzaju Bóg postawił Adamowi – pierwszemu mężczyźnie – bardzo konkretne zadania, które pozostają istotne i aktualne w każdej epoce, a zatem również w XXI wieku.

Pierwszym zadaniem mężczyzny jest trafne rozpoznanie własnej natury, czyli odkrycie tego, kim jest. To specyficzne zadanie ludzi, gdyż – w odróżnieniu od zwierząt – potrafimy myśleć i jesteśmy obdarzeni świadomością własnego istnienia. Mężczyzna, który nie odkrywa prawdy o tym, kim jest, nie będzie w stanie odkryć prawdy o sensie własnego życia. W konsekwencji skaże samego siebie na kierowanie się ciałem, popędami czy emocjami, czyli na podporzadkowanie się tym sferom człowieczeństwa, które odkrywamy we wczesnych fazach rozwoju i które – w odróżnieniu od sfery moralnej, duchowej, religijnej czy społecznej – głośno upominają się o swoje potrzeby. Stwórca wyjaśnia, że stworzył człowieka na swój obraz i podobieństwo: „A wreszcie rzekł Bóg: «Uczyńmy człowieka na Nasz obraz, podobnego Nam” (Rdz 1,26). Mężczyzna nie wypełni w dojrzały i odpowiedzialny sposób żadnego ze swoich zadań dopóty, dopóki nie będzie wiedział, kim jest i jaka jest jego natura.

Odkrycie prawdy o sobie to pierwsze zadanie każdego mężczyzny. Wbrew pozorom nie jest to zadanie łatwe. Wielu współczesnych mężczyzn ma poważne problemy z poznaniem własnej natury, ze zrozumieniem własnej tożsamości, z dostrzeżeniem zarówno swoich silnych stron, jak również swoich słabości i ograniczeń. Przeszkodą w rozumieniu samego siebie jest wyjątkowość człowieka w stosunku do innych istot żyjących, a także niedoskonałość i ograniczoność ludzkiego poznania. Każdemu z mężczyzn grozi popadanie w skrajne interpretacje własnej natury. Skrajność pierwsza to przekonanie – typowe dla sporej części współczesnych mężczyzn i zwykle nie deklarowane wprost – że nie istnieje jakościowa różnica między człowiekiem a zwierzętami. W poznawaniu własnej natury mężczyźni, którzy popadają w tę skrajność, dostrzegają w sobie głównie to, co cielesne, instynktowe, popędowe, uwarunkowane prawami przyrody. Coraz więcej współczesnych mężczyzn wierzy w to, że są zwierzętami, tyle tylko, że znajdują się na nieco wyższym poziomie ewolucji niż zwierzęta. Tacy mężczyźni wierzą w to, że wolność człowieka jest jedynie pozorna i że każdy powinien podporządkować się ciału czy emocjom, żeby niczego w sobie „nie tłumić”. Twierdzą, że nie są w stanie zapanować nad instynktami czy popędami, a zwłaszcza nad popędem seksualnym. Uważają, że w tej dziedzinie nie powinny obowiązywać żadne normy moralne. W przekonaniu takich mężczyzn należy kierować się popędem seksualnym czy „orientacją” seksualną.

Skrajność druga w patrzeniu na człowieka polega na przecenianiu własnych możliwości. To właśnie stało się istotą grzechu pierworodnego, czyli pierwszej ideologii, jaką wymyślił człowiek. W Księdze Rodzaju czytamy: „A wąż był bardziej przebiegły niż wszystkie zwierzęta lądowe, które Pan Bóg stworzył. On to rzekł do niewiasty: «Czy rzeczywiście Bóg powiedział: Nie jedzcie owoców ze wszystkich drzew tego ogrodu?» Niewiasta odpowiedziała wężowi: «Owoce z drzew tego ogrodu jeść możemy, tylko o owocach z drzewa, które jest w środku ogrodu, Bóg powiedział: Nie wolno wam jeść z niego, a nawet go dotykać, abyście nie pomarli». Wtedy rzekł wąż do niewiasty: «Na pewno nie umrzecie! Ale wie Bóg, że gdy spożyjecie owoc z tego drzewa, otworzą się wam oczy i tak jak Bóg będziecie znali dobro i zło». Wtedy niewiasta spostrzegła, że drzewo to ma owoce dobre do jedzenia, że jest ono rozkoszą dla oczu i że owoce tego drzewa nadają się do zdobycia wiedzy. Zerwała zatem z niego owoc, skosztowała i dała swemu mężowi, który był z nią: a on zjadł” (Rdz 3, 1-6). Ten obrazowy opis biblijny wyjaśnia nam, że już pierwsi ludzie wymyślili ideologię, którą w naszych czasach uznaje się za szczyt racjonalizmu, nowoczesności i postępu. Uwierzyli mianowicie w to, że bez pomocy Boga „zerwą” owoc z drzewa dobra i zła, czyli że bez pomocy Boga trafnie odróżnią dobro od zła i że sami staną się równi Bogu. Historia ludzkości potwierdza, że konsekwencją tej najbardziej archaicznej, pierwotnej ideologii jest uznawanie zła za dobro i stawianie człowieka w miejsce Boga. Mężczyźni są bardziej niż kobiety podatni na bezkrytyczne przyjmowanie tego typu fikcji.

Jeszcze innym zagrożeniem jest próba łączenia obydwu powyższych skrajnych i oderwanych od rzeczywistości spojrzeń na człowieka. Są tacy mężczyźni, którzy twierdzą, że w sferze cielesnej nie różnią się istotnie od zwierząt, ale w sferze myślenia i decydowania traktują samych siebie tak, jakby byli nieomylnym Bogiem. W konsekwencji twierdzą, że w sferze cielesnej muszą czynić to, co „każą” im instynkty i popędy, ale w pozostałych dziedzinach życia mają oni prawo kierować się „własną” prawdą, bo – według nich – oni sami najlepiej wiedzą, co jest dla nich dobre, a co złe. W szczególności wierzą w to, że we wszystkim poradzą sobie bez pomocy Boga. W rzeczywistości bez pomocy Boga zaczynają mieszać dobro ze złem i czynić zło zamiast dobra. Wcześniej czy później zaczynają chować się przed Bogiem, jak biblijny Adam. To dlatego pierwszym zadaniem, jakie Księga Rodzaju stawia przed każdym mężczyzną i w każdej epoce, jest odkrycie i uznanie prawdy o sobie. Oznacza to uznanie przez danego mężczyznę faktu, iż nie jest on ani zwierzęciem, ani Bogiem. Nie jest też pół zwierzęciem i pół „bogiem”, czyli nie jest zwierzo-bożkiem. Jest natomiast kimś podobnym do Boga, czyli kimś, kto radykalnie różni się od zwierząt, gdyż potrafi myśleć, decydować i kochać. Jednocześnie jest kimś niedoskonałym i omylnym, kto potrzebuje pomocy Boga, czujności i pracy nad własnym charakterem, żeby w błogosławiony sposób kierować samym sobą i nie ranić innych ludzi, lecz ich wspierać, zwłaszcza w małżeństwie i rodzinie.

Drugim – obok realistycznego poznania własnej natury – zadaniem mężczyzny jest poznawanie stworzonej przez Boga rzeczywistości materialnej. Zadanie to Biblia opisuje w następujący sposób: „Ulepiwszy z gleby wszelkie zwierzęta lądowe i wszelkie ptaki powietrzne, Pan Bóg przyprowadził je do mężczyzny, aby przekonać się, jaką on da im nazwę. Każde jednak zwierzę, które określił mężczyzna, otrzymało nazwę „istota żywa”. I tak mężczyzna dał nazwy wszelkiemu bydłu, ptakom powietrznym i wszelkiemu zwierzęciu polnemu, ale nie znalazła się pomoc odpowiednia dla mężczyzny” (Rdz 2, 19-20). Ta obrazowa scena z Księgi Rodzaju pokazuje, że mężczyzna jest w stanie poznawać i nazywać istoty żywe oraz rozumie, iż żadna z tych istot nie jest podobna do człowieka. Zadaniem mężczyzny jest nie tylko poznawać i klasyfikować istoty żywe, lecz także przekształcać rzeczywistość według własnych potrzeb i planów: „Niech panuje nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym, nad bydłem, nad ziemią i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi!” (Rdz 1, 26). Zadaniem mężczyzny jest nie tylko panowanie nad ziemią w wymiarach własnego podwórka i sfery prywatności, lecz także troska o dobro wspólne, czyli zaangażowanie w życie społeczne i polityczne. Dojrzały mężczyzna nie dopuści do tego, żeby władzę nad nim i nad jego bliskimi objęli tacy mężczyźni, którzy są prymitywni, przewrotni, skorumpowani, czy którzy udają kobietę.

Dojrzały mężczyzna zdaje sobie sprawę z tego, że jego panowanie nad otaczającą go rzeczywistością staje się możliwe dopiero wtedy, gdy nauczy się on panować nad samym sobą, czyli wtedy, gdy staje się panem siebie, a nie niewolnikiem ciała, popędów, emocji czy nacisków zewnętrznych. Największym zagrożeniem dla samego siebie i dla innych ludzi jest taki mężczyzna, który zdobył wielką władzę w polityce, gospodarce czy w mediach, a nie ma władzy nas samym sobą. Przykładem są mocarstwa, których prezydent okazuje się alkoholikiem czy erotomanem. Taki mężczyzna aspiruje do tego, żeby panować nad światem, a nie jest w stanie panować nad samym sobą. Niezwykle ważnym zadaniem współczesnych mężczyzn jest czuwanie nad własną wolnością, żeby nie popaść w nałogi czy uzależnienia. Niemniej ważnym zadaniem mężczyzny jest czuwanie, żeby nie popaść w szpony coraz to nowych ideologii, których wspólną cechą jest to, że niszczą one człowieka i zatruwają jego więzi. Tylko ten mężczyzna, który panuje nad sobą i realistycznie postrzega rzeczywistość, jest w stanie odpowiedzialnie kierować własnym życiem i podejmować zobowiązania aż do śmierci – w życiu osobistym, w małżeństwie czy kapłaństwie, w pracy zawodowej, w odniesieniu do przyjaciół, w środowisku lokalnym, w ojczyźnie, w skali świata.

Kolejnym zadaniem mężczyzny jest rozumienie sensu płciowości oraz budowanie odpowiedzialnych więzi z osobami drugiej płci. To bowiem jest warunkiem podjęcia zadań małżeńskich i rodzicielskich. Księga Rodzaju wyjaśnia, że „stworzył Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył: stworzył mężczyznę i niewiastę” (Rdz 1, 27). Bóg nie jest mężczyzną, ani kobietą, gdyż jest pełnią. Dojrzały mężczyzna rozumie, że – w przeciwieństwie do Boga – istnieje na sposób jednej z dwóch płci. Fakt ten przypomina mu o tym, że jest kimś niedoskonałym i że sam sobie nie wystarczy. Stwórca mówi o tym wprost: „Potem Pan Bóg rzekł: «Nie jest dobrze, żeby mężczyzna był sam, uczynię mu zatem odpowiednią dla niego pomoc»” (Rdz 2, 18). Zadaniem mężczyzny jest rozpoznać w kobiecie kogoś równego sobie godnością, a jednocześnie kogoś, kto dzięki specyfice swojej płci jest w stanie pomóc mu w rozwoju, w panowaniu nad sobą i nad światem, w tworzeniu cywilizacji miłości i życia. W Księdze Rodzaju czytamy: „Po czym Bóg im błogosławił, mówiąc do nich: «Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną” (Rdz 1, 28). Pierwszym warunkiem panowania nad ziemią jest zatem dorastanie do małżeństwa i założenie rodziny. W przeciwnym przypadku mężczyzna nie zaludni ziemi, ani nie uczyni ją sobie poddaną. „Dlatego to mężczyzna opuszcza ojca swego i matkę swoją i łączy się ze swą żoną tak ściśle, że stają się jednym ciałem” (Rdz 2, 24). Podjęcie zadań małżeńskich i rodzicielskich wiąże się z osiągnięciem niezależności od rodziców i ze zdolnością do pokochania żony taką miłością, że zawierzy ona mężowi swój własny los doczesny oraz los swoich przyszłych dzieci.

W relacjach międzyludzkich najważniejszym zadaniem mężczyzny jest wypełnienie przysięgi małżeńskiej, czyli trwanie w miłości do żony na dobre i na złe, w każdej sytuacji, aż do śmierci. Św. Ambroży wyjaśnia: „Nie jesteś jej panem, lecz mężem, nie służącą otrzymałeś, ale żonę . Odpłać życzliwością za życzliwość, miłość wynagrodź miłością” (Hexameron, V, 7, 19). Zadaniem drugim jest przyjęcie z miłością i solidne wychowanie dzieci, którymi Bóg obdarzy mężczyznę w małżeństwie. Sam Bóg wyjaśnia, że największą karierą dla mężczyzny jest bycie kochającym mężem i ojcem. Wszystko inne jest wtórne i nie wystarczy mężczyźnie do szczęścia. Kariera zawodowa, społeczna, artystyczna, sportowa czy polityczna może być wartościowym dodatkiem, ale nie powinna stać się ani największą aspiracją mężczyzny, ani jego największą radością. Dojrzały mężczyzna tak mocno kocha żonę i dzieci, że jego bliskim chce się przy nim żyć w każdej sytuacji, że czują się przy nim bezpieczni i chronieni nie tylko przed zewnętrznymi zagrożeniami, lecz także przed ich własnymi słabościami. Mężczyzna niedojrzały oddziela współżycie seksualne od miłości małżeńskiej i rodzicielskiej. Szuka kontaktu z kobietą dla chwili egoistycznej przyjemności, a nie po to, żeby być dla niej darem, obrońcą, niezawodnym sejfem.

Gdyby nie było grzechu pierworodnego, który zaburzył więź mężczyzny i kobiety, prawdopodobnie małżeństwo i rodzina byłaby powołaniem każdego bez wyjątku mężczyzny. Powołanie kapłańskie stało się potrzebne dopiero w sytuacji, w której małżonkowie i rodzice – a w konsekwencji również ich dzieci – zaczęli wchodzić w kryzys i doświadczać skutki grzechu pierworodnego oraz skutki grzechów kolejnych pokoleń. Wierny swemu powołaniu ksiądz czy zakonnik to nie egoistyczny singiel, lecz mężczyzna, który zobowiązuje się do wiernej i ofiarnej miłości wobec ludzi, którzy nie są jego krewnymi. To – na wzór Jezusa – największy na tej ziemi obrońca małżeństwa i rodziny, kobiet i dzieci. To ktoś, kto wychowuje mężczyzn do tego, żeby stali się kochającymi mężami i ojcami. To ktoś, kto stanowczo broni kobiet i dzieci przed tymi mężczyznami, którzy nie chcą lub nie potrafią kochać. Dzięki celibatowi ksiądz może od rana do wieczora wspierać małżeństwa i rodziny, ale nie kosztem własnej żony i własnych dzieci.

Św. Jan Paweł II opisuje zadania kochającego męża i ojca: „W małżonce widzi mężczyzna wypełnienie się zamysłu Bożego: „Nie jest dobrze, żeby mężczyzna był sam; uczynię mu zatem odpowiednią dla niego pomoc”, i swoim czyni okrzyk Adama, pierwszego oblubieńca: „Ta dopiero jest kością z moich kości i ciałem z mego ciała!” Prawdziwa miłość małżeńska zakłada i wymaga, aby mężczyzna żywił głęboki szacunek dla równej godności kobiety: Mężczyzna, ukazując i przeżywając na ziemi ojcostwo samego Boga, powołany jest do zabezpieczenia równego rozwoju wszystkim członkom rodziny. Spełni to zadanie przez wielkoduszną odpowiedzialność za życie poczęte pod sercem matki, przez troskliwe pełnienie obowiązku wychowania, dzielonego z małżonką, przez pracę, która nigdy nie rozbija rodziny, ale utwierdza ją w spójni i stałości, przez dawanie świadectwa dojrzałego życia chrześcijańskiego, które skutecznie wprowadza dzieci w żywe doświadczenie Chrystusa i Kościoła” (Familiaris consortio, 25).

Zadaniem dojrzałego mężczyzny jest ochrona swoich dzieci w każdej sytuacji i za wszelką cenę. Taki mężczyzna wie, że jeśli dochodzi do aborcji, to zabójstwa dziecka nie dokonuje jedynie matka tegoż dziecka, lecz obydwoje rodzice, gdyż obydwoje są jednakowo odpowiedzialni za los bezbronnego początkowo człowieka, któremu przekazali życie. Zadaniem mężczyzny jest tak mocno kochać i wspierać żonę, żeby nawet nieplanowane przez nią dziecko stało się dla niej dzieckiem chcianym i kochanym. W skrajnych przypadkach zadaniem mężczyzny jest obrona własnego dziecka nawet przed matką tegoż dziecka, gdyby pomimo miłości męża chciała ona ich dziecko zabić. Dojrzały mężczyzna zdaje sobie sprawę z tego, że nikt, nawet matka jego dziecka, nie może zwolnić go z obowiązku obrony swojej córki czy swojego syna.

Szlachetne wypełnianie podstawowych zadań mężczyzny, a zatem uznawanie prawdy o sobie, panowanie nad światem, panowanie nad samym sobą oraz dorastanie do miłości małżeńskiej i rodzicielskiej staje się możliwe wtedy, gdy mężczyzna kształtuje w sobie prawe sumienie. Taki mężczyzna nie wmawia sobie, że każdy sposób postępowania jest równie dobry czy że rozstrzygającym kryterium dobra i zła jest czyjeś subiektywne przekonanie. Mężczyzna prawego sumienia pamięta o poleceniu, jakie pierwsi ludzie otrzymali od Boga: „A przy tym Pan Bóg dał człowiekowi taki rozkaz: «Z wszelkiego drzewa tego ogrodu możesz spożywać według upodobania; ale z drzewa poznania dobra i zła nie wolno ci jeść, bo gdy z niego spożyjesz, niechybnie umrzesz»” (Rdz 1, 6). W ten obrazowy sposób już na początku historii Bóg wyjaśnił, że bez Jego pomocy mężczyzna nie odróżni dobra od zła i że zdając się na swoje subiektywne przekonania w tym względzie wybierze to, co oddala go od życia i szczęścia. Mężczyzna prawego sumienia rozumie, że po grzechu pierworodnym zło jest łatwiej czynić niż dobro i że Bóg naprawdę respektuje wolność człowieka: “Patrz! Kładę dziś przed tobą życie i szczęście, śmierć i nieszczęście. Ja dziś nakazuję ci miłować Pana, Boga twego, i chodzić Jego drogami, pełniąc Jego polecenia, prawa i nakazy” (Pwt 30, 15-16).

Zadaniem mężczyzny jest coś więcej niż tylko zdobywanie wiedzy i wykształcenia. Dojrzały mężczyzna aspiruje do zdobycia mądrości. Wie, że mądrość to wykorzystywanie inteligencji, wiedzy i wykształcenia wyłącznie po to, żeby kochać – żeby kochać Boga nade wszystko, a siebie i bliźnich tak, jak Jezus pierwszy nas pokochał. Dojrzały mężczyzna wie też, że najważniejszą formą inteligencji jest inteligencja moralna. To właśnie dzięki inteligencji moralnej człowiek odróżnia te zachowania, przez które staje się podobnym do Boga od tych zachowań, przez które staje się podobnym do zwierząt, a przez to traci zdolność do przyjmowania i okazywania miłości. Zadaniem mężczyzny jest stanowcza obrona prawdy w każdej dziedzinie, a zatem w życiu osobistym, małżeńskim, rodzinnym, społecznym, politycznym, obyczajowym. Dojrzały mężczyzna postępuje zgodnie z Dekalogiem i tego samego uczy swoich bliskich oraz wszystkich ludzi, z którymi się spotyka. Wie, że respektowanie dziesięciu przykazań oraz naśladowanie słów i czynów Jezusa to najpewniejszy sposób budowania cywilizacji miłości i życia. To także najpewniejszy sposób, by żyć w radości Jezusa, jakiej ten świat nam ani dać, ani zabrać nie jest w stanie.

Powyżej opisane kryteria dojrzałego mężczyzny można sformułować syntetycznie w taki sposób: dojrzały mężczyzna to ktoś, kto realistycznie myśli, solidnie pracuje i wiernie kocha. Zadaniem dojrzałego mężczyzny nie jest szukanie jakichś abstrakcyjnych ideałów, lecz naśladowanie konkretnej osoby – Syna Bożego, który przyjął ludzką naturę i jako człowiek stał się mężczyzną. Wypełniać powołanie mężczyzny to stawać się coraz mniej podobnym do samego siebie, a coraz bardziej podobnym do Jezusa, który był jednocześnie dobry i mądry, twardy w sprzeciwianiu się złu i czuły w okazywaniu miłości. Nade wszystko był największym w historii obrońcą kobiet, dzieci, małżeństwa i rodziny.

P.Z.: Czy mamy do czynienia współcześnie z kryzysem właściwego rozumienia „męskości”?

Ks. M.D.: Tak i niestety widać to gołym okiem. Od kilku dziesięcioleci gwałtownie zmienia się sytuacja społeczna, kulturowa, ekonomiczna i polityczna, w jakiej żyjemy. Zmieniają się obyczaje, wzorce postępowania, ideologie. Modyfikacjom podlegają wyzwania i oczekiwania pod adresem poszczególnych osób i całych grup społecznych. Ewoluuje spojrzenie na mężczyznę i kobietę, na ich tożsamość i zadania, które przed nimi stoją. Męskość to – obok kobiecości – jeden z dwóch sposobów bycia człowiekiem. Specyfika bycia mężczyzną polega na tym, że mężczyzna z reguły łatwiej i lepiej funkcjonuje w świecie rzeczy, przedmiotów, produkcji, organizacji. Natomiast kobieta jest wrażliwsza na świat osób i ma zwykle większe predyspozycje w budowaniu więzi międzyosobowych. Synonimem mężczyzny jest bycie mężnym. Niestety, obecnie spotykamy coraz więcej mężczyzn, którzy są przeciwieństwem kogoś mężnego. Wielu mężczyzn okazuje się tchórzami. I to nie tylko tchórzami wobec świata zewnętrznego, ale też tchórzami wobec prawdy o sobie, o własnych zachowaniach i ich skutkach. Mało męscy mężczyźni uciekają w alkohol, narkotyki, seks, hazard, w Internet, w przemoc. To wyjątkowo bolesne formy tchórzostwa mężczyzny. Zwykle pierwszymi ofiarami słabości mężczyzny są kobiety i dzieci.

P.Z.: Dzisiaj niejednokrotnie próbuje się poskromić naturalne cechy męskie na rzecz tych przynależnych kobietom. Mężczyznom mówi się teraz, że mają być czuli, wrażliwi, mają okazywać swoje emocje… Czy według Księdza istnieje jakaś optymalna droga pomiędzy postawą brutalnego i niewrażliwego mężczyzny a postawą zniewieściałego chłopca?

Ks. M.D.: Najpierw może przytoczę pewien obrazek z życia, który wydaje mi się symptomatyczny, gdy chodzi o zaburzone postawy mężczyzn. Oto pewien chłopiec w przedszkolu miał na sobie koszulkę z następującym napisem: „Prawdziwy mężczyzna to ktoś mężny, dzielny, wytrwały, odpowiedzialny i pracowity. Gdy dorosnę, to stanę się prawdziwym mężczyzną – jak moja mama!”. Ten napis na koszulce jest symbolem tracenia swojej tożsamości przez wielu współczesnych mężczyzn. W moich licznych rozmowach z mężczyznami przekonuję się, że wielu z nich rzeczywiście popada w bardzo niebezpieczne skrajności. Jedni próbują być wrażliwsi od najwrażliwszych nawet kobiet. Inni z kolei nawet w sferze publicznej chwalą się tym, że są prymitywni, wulgarni, agresywni, uzależnieni, przewrotni i niewierni. Oczywiście istnieje optymalna droga, która uwalnia od obydwu tych skrajności. Taką optymalną drogą jest naśladowanie Jezusa, który był z jednej strony czuły, delikatny, empatyczny i serdeczny, a z drugiej strony był prawdziwym twardzielem w demaskowaniu tych, którzy krzywdzili zamiast kochać. Tacy mężczyźni mogli Go zabić, ale nie mogli Go zastraszyć, złamać, pokonać.

P.Z.: Coraz więcej mężczyzn decyduje się na bycie singlem lub życie w tak zwanych „wolnych związkach”. Czy to wina jedynie ich niedojrzałości, czy może postawa współczesnych kobiet jest również niedojrzała, a przez to ciężko jest stworzyć trwały związek?

Ks. M.D.: Najpierw chcę stanowczo powiedzieć, że nikt z nas nie jest powołany przez Boga do bycia singlem, lecz do bycia darem dla innych. Dotyczy to zarówno mężczyzn, jak i kobiet. Moda na bycie singlem wynika z mody na bycie egoistą i hedonistą. Z kolei mówienie o „wolnych związkach” to wyraz wyjątkowej przewrotności, której dopuszczają się niedojrzali i nieodpowiedzialni mężczyźni. Tego typu mężczyźni są w stanie tworzyć jedynie związki niewierne, nietrwałe, niepłodne, nieodpowiedzialne, do pierwszej próby. Ponieważ trudno jest się przyznać przed innymi osobami, że ktoś nie dorasta do związków opartych na miłości, czyli do związków wiernych i nieodwołanych, to ktoś taki wymyśla językową, diabelską sztuczkę i mówi, że tworzy „wolny związek”. W rzeczywistości „wolne związki” nie istnieją, gdyż nie istnieją związki, które nie wiążą. Istnieją za to związki wolne od miłości, wierności i odpowiedzialności. To, że takich związków jest coraz więcej, wynika nie tylko z kryzysu wielu mężczyzn, lecz także z kryzysu wielu kobiet. Część z tych kobiet jest na tyle zdemoralizowana czy zdeprawowana, że takie kobiety nie aspirują już do tego, żeby wiernie kochać. Inne z kolei kobiety są tak naiwne, poranione czy mało kochane przez rodziców, że nie stawiają mężczyznom odpowiednio wysokich wymagań i stają się przez to ofiarami takich mężczyzn, bo zgadzają się na toksyczne związki i nieraz dziesiątkami lat w takich związkach trwają.

P.Z.: Jak młodzi chłopcy i nastolatkowie mogą pracować nad sobą, żeby stać się mężczyznami potrafiącymi wziąć odpowiedzialność za siebie i za drugiego człowieka?

Ks. M.D.: W okresie dorastania chłopcy potrzebują najpierw odpowiednich wzorców dojrzałej męskości. Szukanie dojrzałości po omacku czy metodą prób i błędów rzadko bowiem przynosi dobre owoce. To ważne zadanie ludzi dorosłych, żeby pomagać chłopcom i nastolatkom w stawaniu się prawdziwymi mężczyznami, czyli mężnymi w dobru i wiernymi w miłości. Oczywiście to przede wszystkim zadanie ojca i matki. Ojciec powinien być dla syna wzorcem takiego mężczyzny, który mądrze myśli, solidnie pracuje i ofiarnie kocha. Z kolei mama powinna pomagać synowi w wyrobieniu w sobie szczególnego szacunku wobec dziewcząt i kobiet oraz w dorastaniu do miłości małżeńskiej i rodzicielskiej. Obydwoje rodzice powinni mobilizować swoich synów do solidnej pracy nad własnym charakterem, a zwłaszcza do panowania nad popędem seksualnym oraz do obrony własnej wolności przed wszelkimi uzależnieniami czy zniewoleniami. Obydwoje rodzice powinni ponadto wskazywać swoim synom Jezusa jako najdoskonalszy wzór mężczyzny, bo Jezus własną postawą uczy mężczyzn tego, żeby byli mądrzy i dobrzy jednocześnie. Gdy rodzice, a także inni dorośli – zwłaszcza księża i nauczyciele – konsekwentnie promują wśród nastolatków ideał chłopaka jako kogoś panującego nad sobą w każdej sferze, po to, żeby odpowiedzialnie, wiernie i wytrwale kochać, to dają chłopakom optymalne wsparcie w tym względzie. Reszta zależy już od nich samych. Nawet najlepsi rodzice i inni wychowawcy nie są w stanie zagwarantować, że z danego chłopaka wyrośnie mężczyzna na miarę Abrahama, Józefa czy o. Kolbe. Tylko ci chłopcy stają się prawdziwymi mężczyznami, którzy tu i teraz solidnie pracują nad własnym charakterem i którzy są silniejsi od swoich słabości. Doświadczenie potwierdza, że cenną pomocą dla chłopców i nastolatków w pracy nad własnym charakterem jest kształtowanie w sobie prawego sumienia, regularne i pogłębione korzystanie z Eucharystii i spowiedzi, a także włączenie się do katolickich grup formacyjnych dla dzieci i młodzieży.

Dziękuję serdecznie za rozmowę! Z Panem Bogiem!